Drogi Przemku .
Najpewniejszy kawałek chleba daje chyba nadal trzaskanie ludziom fotek do dowodów, praw jazdy i paszportów, a dzieciarni do legitymacji. Ja sam z powodu zmiany adresu trzy razy w ciągu ostatnich pięciu lat zmieniałem dowód i prawo jazdy. Ale z umiejętnościami tych "zawodowych" fotografów jest różnie. Najgorzej wyglądałem na zdjęciu z cyfrówki; jak skrzyżowanie indianina z murzynem. Ja sam za pieniądze robię tylko zdjęcia w kościołach; śluby, chrzty, zdarzały mi się nawet pogrzeby. Przed trzema laty kolega poprosił mnie, żebym zrobił zdjęcia na ślubie. Była tam też pani fotograf "zawodowa" z Canonem (ja miałem wtedy Olympusa E-500). Wszyscy o dziwo stwierdzili, że moje zdjęcia są lepsze. Poza tym byłem szybszy (ślub w sobotę, a zdjęcia mieli już w poniedziałek) i oczywiście o wiele tańszy. I tak się zaczęło. Ale zarobek z tego marny, bo zamawiający to z reguły znajomi. Poza tym ja mam opory przed "dojeniem" ludzi. W pracy, kiedy robiliśmy jakąś prywatną fuchę kumpel mawiał zawsze; "Ty Wituś zajmij się techniką, a sprawy ekonomiczne zostaw mnie, bo ty byś im to zrobił prawie za darmo". Zresztą za zdjęcia w kościele i tak nie można dużo wołać. Dopiero kiedy jest jeszcze sesja w plenerze "zawodowcy" rwią po kilka tysięcy. Czyli; 1/ trzeba jakich takich umiejętności, 2/ trzeba mieć szczęście, jak zawsze w życiu, 3/ trzeba umieć z ludzi ciągnąć pieniądz. I umieć im wmówić, że zdjęcie nie jest krzywe, tylko "artystyczne", że jest za ciemne (za jasne, nieostre, itp.) bo tak jest teraz modnie. Czyli trzeba być bezwzględnym, bo inaczej nie dorobi się człowiek pieniędzy, tylko garba.